piątek, 27 marca 2015

Alicja

 

Obudziło ją poranne Słońce wpadające przez boczną szybę Jeep'a. 
-Jesteśmy już na miejscu? -zapytała sennym głosem Alice.
-Jeszcze 30 minut drogi przed nami. Dobrze, że już wstałaś. Jesteś głodna? -zapytał chłopak. Przytaknęła lekko głową.
-Z tyłu jest kilka słodkich bułek, a w kubku przed Tobą masz kakao. Powinno być jeszcze ciepłe. Jeśli chcesz, możemy zatrzymać się na stacji po hot doga.
-Bułki wystarczą, dziękuję. -przechyliła się i dała chłopakowi buziaka w policzek.
Nadal nie dowierzała swojemu szczęściu. Byli razem od ponad roku, a czuła jakby co dzień zakochiwała się w nim na nowo. Otaczał ją ogromną opieką. Nawet po kłótni zawsze to on przychodził pierwszy i ją przytulał, bo wiedział, jak bardzo nie lubi być sama. 
Jechali właśnie na letni obóz, na którym mieli być opiekunami. Już rok temu się tym zajmowali, a skoro im się spodobało, postanowili to powtórzyć. Obóz był przeznaczony dla dzieci i młodzieży w wieku 7-14 lat. Miał on przyjąć formę aktywnego wypoczynku nad jeziorem. Głównymi atrakcjami była nauka pływania pod okiem trenerów, krótki kurs gotowania, kajakarstwo i kurs pierwszej pomocy. Organizatorzy zapewnili im szkolenie przygotowujące do roli opiekuna. Głównym założeniem była pomoc dzieciakom, które na co dzień mieszkają w wielkich miastach i nie mają kontaktu z naturą. Poziom organizacji, różnorodność atrakcji i przyjemna atmosfera zapewniały obozowi duże zainteresowanie. 
Po dotarciu na miejsce dopytali, który z domków został im przydzielony i zaczęli rozpakowywanie. Oskar przeniósł walizki z samochodu do domku i poszedł zdobyć listę dzieciaków z ich grupy i dopytać o harmonogram dzisiejszego dnia. Alice zajęła się zapełnianiem szafy ich ciuchami. Po powrocie chłopaka z recepcji, okazało się, że mają pod opieką dziesięcioro dzieciaków. Pięciu chłopców i pięć dziewczynek. Najstarsze z nich miało 10 lat, także opieka nie powinna być problemem. Jedyne zmiany jakie zaszły od zeszłego roku to podział polegający na tym, że w czasie gdy opiekunki idą z dziewczynkami na jedne zajęcia, opiekunowie zabierają chłopców na inne. Z pozostałych informacji wynikało, że o godzinie 12:30 mają spotkanie z organizatorami i pozostałymi opiekunami w celu zapoznania, a o 13:30 poznają swoich podopiecznych. Mieli zatem jeszcze godzinę czasu wolnego.
Obszar obozu składał się z niewielkiego lasku, dużej polany, miejsca gdzie znajdowały się domki i 2 główne budynki (recepcja i stołówka), parkingu i jeziora. 
O wskazanej godzinie para pojawiła się w stołówce, do której powoli zaczęli schodzić się pozostali opiekunowie. Alice stwierdziła, że pozostałym opiekunką chyba przyświeca jedna przewodnia myśl w momencie wyboru stroju- im krócej, tym lepiej. Nie była zwolenniczką zakładania spódniczek nie sięgających nawet do połowy uda. Obserwując dziewczyny w końcu spotkała się wzrokiem z jakąś niską brunetką siedzącą po drugiej stronie sali, która miała podobną minę patrząc na "koleżanki" z pracy. Uśmiechnęły się do siebie uprzejmie. Dziewczyna miała na sobie skromną letnią sukienkę do kolan, która bardzo ładnie podkreślała jej nogi. Alice pomyślała, że dziewczyna wygląda na sympatyczną. Chwilę później pojawili się organizatorzy. Zdążyła już ich poznać rok temu, dlatego uśmiechnęła się na ich widok. Miło jej się z nimi współpracowało i wiedziała, że Oskar też ich polubił. Dowiedzieli się jak wygląda ogólny zarys każdego dnia:
W godzinach 8-9:30 w stołówce serwowane jest śniadanie. Następnie każda z grup ma 2 różne zajęcia. Od 13:30 do 15 trwa przerwa obiadowa. Po niej odbywają się jeszcze jedne zajęcia. O 17:30 jest dodatkowa atrakcja (ognisko, dyskoteka itp.) 
Dodatkowo dowiedzieli się, że pierwszy dzień jest w pełni przeznaczony na poznanie się. Wieczorem miał odbyć się wieczór zabaw, na który można było co nieco przygotować, żeby umilić dzieciakom czas. Alice od razu pomyślała, że w ich domowej mini kuchni upiecze swoje ulubione ciasto czekoladowe. 
Między spotkaniem organizacyjnym a poznaniem dzieci mieli 10 minut wolnego. Dziewczyna postanowiła zapoznać się z brunetką.
-Hej, jestem Alice.
-Cześć, ja jestem Sam. Miło Cię poznać. -dziewczyny lekko uścisnęły sobie dłonie.
-Jesteś tutaj po raz pierwszy?
-W roli opiekunki tak. Wcześniej przyjeżdżałam jako podopieczna.
-Przepraszam, że pytam, ale ile w takim razie masz lat?-zapytała Alice.
-18. Moi rodzice znają się bardzo dobrze z Cindy, organizatorką. Zadzwoniła do nich i zapytała czy nie chciałabym pomóc teraz jako opiekunka.
-Rozumiem. 
-Cieszę się, że Cię poznałam. W przeciwnym wypadku musiałabym znosić towarzystwo naszych koleżanek.- Sam znacząco się uśmiechnęła
-Chyba wiem, co czujesz.- Alice  odwzajemniła uśmiech.
-Wiesz, nie chcę się wtrącać, ale brunet obok którego siedziałaś to Twój chłopak?
-Tak.
-To uważaj, bo właśnie pożerają Ci go wzrokiem. 
Jakby na potwierdzenie słów brunetki, grupka dziewczyna głupio zachichotała...
Po poznaniu dzieciaków i rozdaniu im uprzednio zdobytych zielonych bandamek, Alice i Oskar wrócili do domku. Dziewczyna od razy zabrała się za pieczenie ciasta. Nie przejmowała się za bardzo słowami Sam. Ufała swojemu chłopakowi i wiedziała, że nie zainteresują go półnagie dziewczyny. Jeśli chodzi o stroje to nikt im niczego nie narzucał, w końcu było lato.
Następnego dnia po śniadaniu Alice miała z dziewczynkami zajęcia z rysunku, a Oskar zabierał chłopców na lekcje pływania. Po ok. 15 minutach do dziewczyny przysiadła się Sam. Ona także miała teraz zajęcia z rysunku. Dziewczyny porozmawiały chwilę. Alice dowiedziała się, że jej nowa koleżanka współpracuje z Paulem, którego poznała już rok temu. Brunetka wyznała, że idąc na świetlice przechodziła obok jeziora. Podobno 3 z pozostałych opiekunek również teraz miały zajęcia z pływania i jak na jej oko, to zdecydowanie za dużo uwagi poświęcały Oskarowi. Blondynka trochę się zawahała, bo widziała te dziewczyny i nie mogła powiedzieć, że nie są ładne, ale mimo to postanowiła na razie nie tracić dobrego humoru. W końcu miała na prawdę przystojnego chłopaka, nic dziwnego, że się do niego przymilały.
Po obiedzie przyszła jej kolej na zajęcia z pływania. Musiała na chwilę wejść do ich domku, żeby się przebrać i wziąć ręcznik. Wracając spotkała Oskara rozmawiającego z Karol, wysoką blondynką. 
-Cześć.- postanowiła się grzecznie przywitać.
-O hej, Skarbie. Jak tam?- Oskar dał jej buziaka.- Karol opowiadała mi właśnie jak szkolili ich w tym roku na opiekuna i musiała przejść kurs pierwszej pomocy.
-Całe szczęście, że Ci tego nie demonstrowała.- pomyślała złośliwie Alice.- To świetnie, idziesz po chłopców?- uśmiechnęła się na pozór przyjaźnie.
-Tak tak, niebawem ich zabiorę ze stołówki.
Takie sytuacje zarówno Sam, jak i Alice widywały coraz częściej. Blondynka traciła już ten początkowy optymizm. W zamian pojawiły się jakieś drobne kłótnie i podejrzenia.
Oskar wracał właśnie z dyskoteki do domku. Nie widział swojej dziewczyny od jakiś 2 godzin. Tańczył z wieloma dziewczynami, które wręcz prosiły o kolejne tańce. Nie chciał im odmawiać, w końcu to tylko dyskoteka. Dobrze się bawił po 1,5 tygodnia opieki nad dzieciakami. Bardzo to lubił, ale jak to dzieci, mają niespożyte pokłady energii, dlatego traktował takie imprezy jako czas na odreagowanie i zabawę.
Wchodząc do ich domku usłyszał cichy płacz. Okazało się, że Alice leżała w swoim łóżku, twarz przyciskając do poduszki. 
-Skarbie, co się stało? Dlaczego płaczesz?
-Nie udawaj głupiego, ok? Co już znudził Ci się taniec z blond koleżankami w przykrótkich kieckach?
-O czym Ty mówisz?
-Widziałam jak się z nimi dobrze bawiłeś, nie zamierzałam Ci przeszkadzać. Chociaż patrząc na to jaki byłeś szczęśliwy, pewnie nawet byś nie zauważył, że cokolwiek do Ciebie mówię.
-Żartujesz?! One nic dla mnie nie znaczą, przecież wiesz!
-No właśnie od kilku dni już niczego nie jestem taka pewna!
-Kochanie, nawet tak nie mów! Żadna z nich mnie nie interesuje. Mam Ciebie i jesteś moim całym światem. Proszę Cię,  nigdy o tym nie zapominaj!


But I won't hesitate, no more, no more
It cannot wait, I'm yours!

 

piątek, 26 grudnia 2014

Anastasia


Ściskając w ręku niewielki bilet Anastasia przeszła do kolejki chcąc jak najszybciej odbyć odprawę bagażową. Jej samolot odlatywał dopiero za 1,5 godziny, ale chciała już opuścić to miasto. Napływające do oczu łzy rozmazywały jej obraz. Widziała, że na pewno zdąży załatwić wszystko przed odlotem. Była zaledwie szósta w kolejce, a jedyne co zostało to odbyć odprawę i zająć swoje miejsce. 
Z tylnej kieszeni jeansów wyjęła paczkę chusteczek. Słone krople ciurkiem spływały jej po policzkach, rozmazując makijaż. Z torebki wydobyła niewielkie lusterko. Przeglądając się w nim, ścierała rozmazany na policzkach czarny tusz. Nie lubiła być w centrum uwagi, a jej obecny wygląd przyciągał wzrok obcych ludzi. 

-5 osób-

Nie wiedziała czy właściwie postępuje. Nie myślała za dużo na ten temat. Działała pod wpływem impulsu. Nie chciała go ranić ani obarczać dodatkowo swoją chorobą. Miała nadzieję, że list, który mu zostawiła, wszystko wyjaśni. Bardzo go kochała, ale nie chciała, żeby ich związek był naznaczony bólem i cierpieniem. Wolała uciec bez pożegnania, zostawiając tylko krótką informację i przeprosiny wypisane na wilgotnej od łez kartce.

-4 osoby-

Jest godzina 15:30, pewnie już znalazł wiadomość od niej zostawioną na kuchennym stole. Nieuniknione, że jest na nią teraz potwornie wściekły. Tyle razy jej przecież powtarzał, że bardzo ją kocha i bez względu na wszystko zostanie przy niej do końca życia. Czy nie to było jej największym marzeniem? Mieć kogoś przy sobie, kto ją zaakceptuje i pokocha? W przeszłości zraniono ją już wiele razy. Zbyt łatwo ufała obcym ludziom, często złudnie sądząc, że będą dla niej odpowiedni. Tyle lat szukała kogoś przy kim mogłaby czuć się bezpieczna, kogoś kogo mogłaby ze wzajemnością pokochać. A teraz, gdy w końcu znalazła tę osobę, poddaje się przy pierwszej większej przeszkodzie, jaką stanowi jej choroba.

-3 osoby-

Ucieka przed problemami? Tak, bardzo możliwe, ale nie chce, żeby jej  uszczerbek na zdrowiu miał wpływ na jego przyszły los. Powtarzała sobie w głowie jak mantrę, że on tylko trochę pocierpi po jej odejściu, a później na pewno ułoży sobie życie przy boku innej kobiety, z którą będzie równie szczęśliwy. 
-Głupia! Przecież on Cię kocha ponad życie!
Jej podświadomość krzyczała do niej słowa odbijające się echem w jej sercu. Paul był najcudowniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek spotkała. Przy nim niczego już jej nie brakowało. A teraz tak po prostu to zostawia. Boi się, że on by ją zostawił przez chorobę.

-2 osoby-

Gdy się poznawali nic nie zagrażało jej życiu i tak już miało pozostać. Niestety Bóg chciał inaczej. Postawił na  jej drodze mur, którego nie jest w stanie pokonać ani sama, ani z nim. Przeszkoda ta już do końca będzie oddzielała ją od tego co daje szczęście i spokój. Anastasia nie chce zatrzymywać go za tą ścianą. Chce, żeby był wolny, żeby nadal cieszył się życiem. 

-1 osoba-

Za chwile będzie już po wszystkim. Odbędzie odprawę bagażową, wsiądzie do samolotu i pożegna się z tym miastem już za zawsze. Nigdy nie będzie miała okazji kupić biletu powrotnego. Pozwoli by on puścił ją w niepamięć i żyła dalej z całych sił. Nawet jeśli to potrwa rok czy dwa, to na pewno kiedyś jeszcze się uśmiechnie, ale już przy innej kobiecie, z którą będzie mógł założyć szczęśliwą rodzinę. 
Łzy na nowo zaczęły cisnąć jej się do oczu, gdy uświadomiła sobie, że nigdy nie będą mieli okazji zrealizować wspólnych planów na przyszłość. Nie wybudują wspólnego domu, nie będą odwozić ich dzieci do szkoły, a w upale letnie popołudnia, nie będzie mogła zajmować się ogrodem. Nagle pojawiający się nowotwór zabrał jej wszystko, co miało stanowić jej przyszłe  życie. W zamian dał jej kilka miesięcy pełnych bólu. łez i pożegnań. 

-Mogę prosić Pani bagaż?- usłyszała miły głos pana stojącego przy bramce kontrolnej.
-Tak, prosz..
Nie dokończyła. Ktoś gwałtownie pociągnął ją za ramie i odwrócił. Po chwili stała już w objęciach swojego ukochanego. Czuła zapach jego perfum. Nigdzie nie czuła się tak dobrze jak w jego ramionach. Paul odsunął ją od siebie, nadal otaczając dłońmi jej twarz. Palcami założył jej grzywkę za ucho i otarł łzy.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Ja... bałam się, że gdy dowiesz się o mojej chorobie... nie będziesz chciał mnie znać...
-Tyle razy powtarzałem Ci, że kocham Cię bez względu na wszystko i zawsze przy Tobie będę. -ponownie ją do siebie przytulił. 
Anastasia nie mogła powstrzymać płaczu. Jej łzy wsiąkały w jego koszulę. 
Gdy znów się od siebie odsunęli, postanowiła zapytać go skąd wiedział, gdzie jej szukać.
-Jak mnie tu znalazłeś?
-Skarbie oboje wiemy, że nie lubisz tego miasta. Pomyślałem, że skoro tak kochasz patrzyć w niebo, powinienem Cię tu poszukać i oto jestem.
-Ale dlaczego? Przecież napisałam Ci w liście, że to już koniec, że nasz związek w takiej sytuacji nie ma sensu...
-Razem z Tobą, zniknęła cała moja chęć do życia. - odpowiedział jej Paul po czym pocałował ją. Chciał w tym geście przekazać jej wszystkie swoje uczucia, które do niej żywi. 

And if you go,
I wanna go with you
And if you die,
I wanna die with you
Take your hand and walk away

czwartek, 11 września 2014

Lena

          Spojrzała na zegarek. 22:40. Za oknem było już ciemno. Nie widziała nikogo spacerującego po chodniku.
- Zdążę, -pomyślała Lena. -do rana zostało jeszcze dużo czasu.
Dziewczyna usiadła na podłodze przy stoliku, na którym leżało kilka rozsypanych tabletek ekstazy, a obok nich stały 3 litry wódki i kieliszek. Otarła łzy z policzka i oparła głowę o ścianę pod oknem. Nie mogła sobie poradzić z samotnością. Wiedziała, że nie potrafi żyć w tym mieszkaniu bez niego. W dłoniach ściskała jego koszulę-jedyną rzecz, jaka jej po nim została. Przed oczami miała obraz sprzed 3 dni, jak ma ją na sobie. Nadal była przesiąknięta zapachem jego perfum. Dziewczyna sięgnęła po kilka tabletek. Nalała do kieliszka alkohol, żeby móc je popić. Nie mogła uwierzyć jaka jest słaba psychicznie. Bezsilność całkowicie ją wypełniała. Myślała, że po tym wszystkim, co od niego usłyszała, po tych wszystkich wyznaniach już nigdy nie będzie sama. Teraz była pewna już tylko tego, że takie egzystowanie nie ma dla niej sensu. Nie lubiła ranić innych, ale w obecnej sytuacji nie widziała innego wyjścia. Połknęła trzymane w ręku tabletki. Jej myśli wpadły w wir i powoli przeniosły ją do sytuacji sprzed około roku.

~Wysoka blondynka odeszła właśnie od kasy biletowej i przyglądała się niewielkiemu kawałkowi papieru, by dowiedzieć się, z którego peronu odjeżdża interesujący ją pociąć. Szła, nie patrząc przed siebie, co skończyło się tym, że na kogoś wpadła. Pod wpływem uderzenia upadła na ziemie i upuściła bilet. Zobaczyła, że ktoś próbuje jej pomóc i podaje rękę. Chwyciła ją, a gdy wstała zobaczyła przed sobą wysokiego bruneta, szeroko się do niej uśmiechającego.
-Bardzo pana przepraszam. Powinnam bardziej uważać jak chodzę.
-Nic się nie stało, proszę się tym nie przejmować. Proszę, tu jest pani bilet. -odpowiedział mężczyzna, po czym podał Lenie jej zgubę.
-Dziękuję. Tak w ogóle to jestem Lena. -Dziewczyna wyciągnęła rękę.
-John. -Uścisnął lekko dłoń wyciągniętą w jego stronę- Dasz się może zaprosić na jakiś sok? Na bilecie zobaczyłem, że Twój pociąg odjeżdża dopiero za pół godziny. Też będę nim jechał.
-Tak, z przyjemnością.
Usiedli razem przy niewielkim stoliku w kawiarni znajdującej się na dworcu.
-Mieszkasz w Kansas czy jesteś tutaj tylko z wizytą?- Zapytał uprzejmie John.
-Przyjechałam tu tylko odwiedzić przyjaciółkę, mieszkam w Kolorado. -Odpowiedziała Lena.-A Ty skąd jesteś?
-Pochodzę stąd, ale przeprowadziłem się do Kolorado. Teraz przyjeżdżam tu tylko, aby odwiedzić rodziców.
Rozmowa gładko się toczyła po tym, jak uświadomili sobie, że mają wiele wspólnych tematów. Oboje lubili spędzać samotne wieczory oglądając stare filmy lub czytając książkę. Wśród ich wspólnych zainteresowań znalazła się także fotografia. Dzięki przypadkowemu spotkaniu, zarówno Lena, jak i John miło spędzili podróż, pod koniec której wymienili się adresami i numerami telefonów. Nie zapomnieli również umówić się na wspólny spacer.~

Kolejnych kilka tabletek popitych odpowiednią ilością palącego w gardle trunku i myśli na nowo zaczynają swą wędrówkę wstecz.

~Tego dnia był wyjątkowo ciepły wieczór. John nareszcie znalazł w sobie odwagę i postanowił uczynić ten dzień wyjątkowym. Zaprosił więc Lenę na spacer, z zamiarem zabrania jej na, najpiękniejszy jego zdaniem, punkt widokowy w mieście.
Gdy dotarli na dach wieżowca, oczom Leny ukazał się przygotowany wcześniej koc z dwoma nakryciami, obok którego stał niewielki koszyk piknikowy. Dookoła poustawiane były palące się czerwone świeczki. Widok był wręcz zachwycający. John chwycił dziewczynę za rękę i poprowadził ją na skraj budynku. Oparli się o barierki i oglądali pięknie oświetlone miasto. Spostrzegłszy iskierki radości w oczach zapatrzonej Leny, chłopak odsunął się od niej i przyklęk. Dziewczyna przez chwile stała zdezorientowana, ale gdy tylko ujrzała niewielkie czerwone pudełeczko w dłoni John'a, przyłożyła ręce do ust otwartych ze zdziwienia, a w jej oczach zabłysły łzy.
-Wyjdziesz za mnie?- zapytał nieśmiało chłopak. Czuł, jak jego serce szybko bije.
Zamiast odpowiedzieć, Lena pochyliła się i czule go pocałowała, obejmując go za szyję. Chłopak podniósł się i mocno przytulił do siebie ukochaną. Po kilku chwilach, gdy dziewczyna odsunęła się od niego, otarł jej łzy z zaróżowionych policzków i wsunął na palec srebrny pierścionek z małym diamentem.
-Tak bardzo Cię kocham.- wyszeptała dziewczyna na nowo wtulając się w szeroko uśmiechającego się chłopaka.~

Kieliszek rozbił się na przeciwległej ścianie. Resztki makijażu wraz ze słonymi łzami spływały po twarzy kobiety. Butelka wysokoprocentowego napoju stała obok. Kilka kolejnych łyków, by móc wspomnieć najpiękniejszy dzień swojego życia.

~Śnieżnobiała suknia z dopasowanym gorsetem, ozdobiona kilkoma drobnymi diamentami, wysokie czerwone szpilki, delikatny, ale podkreślający jej zielone oczy makijaż i przepiękny skromny bukiet czerwonych róż. Lena czuła się fantastycznie. Właśnie tak wyobrażała sobie siebie w dniu ślubu. Stojąc przed lustrem i oceniając efekt końcowy ledwo mogła powstrzymać łzy. Opuściła suknie, która przykryła szpilki. Była gotowa na uroczystość. Do pokoju weszli jej rodzice informując ją, że czas już rozpoczynać.
Stała na końcu czerwonego dywanu i uśmiechała się do zgromadzonych gości. Ojciec podał jej ramie. Lena obdarzyła go uśmiechem i razem ruszyli w stronę ołtarza. On już na nią czekał. wyglądał cudownie w dopasowanym garniturze, białej koszuli i czarnym wąskim krawacie. W butonierce miał elegancko złożoną czerwoną chusteczkę. Wiedziała, że jest w tej chwili najszczęśliwszą kobietą stąpającą po ziemi. On też nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała jak anioł. Jego własny. Nigdy nikogo nie kochał mocniej i goręcej niż ją.
Uroczystość odbywała się w ogrodzie za jej rodzinnym domem. Z całej ceremonii zaślubin pamiętała tylko moment, gdy powiedzieli sobie wzajemnie "tak" i włożyli na palce złote obrączki z wygrawerowanym pod spodem napisem "As long as I have You, I have everything" i datą ślubu.~

Pusta butelka potoczyła się gładko po podłodze, a Lena wzięła ze stolika następną po czym natychmiast ją otworzyła i upiła dość sporą dawkę. Nie płakała, nie miała już na to siły. Poczuła, że kolejne wspomnienie pojawia się w jej głowie. Ponownie przysunęła do ust butelkę i odchyliła głowę.

~Kolejna kłótnia, ale wiedziała, że skończy się jak poprzednie. Byli na ogół zgodnym małżeństwem. Jeśli już dochodziło do poważnych wymian zdań to tylko z powodu przemęczenia. Żadne z nich nie  miało podstaw do oskarżenia drugiego o zdradę lub inne znieważenie ich związku. Ufali sobie bezgranicznie. John był wyjątkowo rozdrażniony tego dnia. Od dwóch tygodni praktycznie nie wychodził z biura. Nie miał ochoty kłócić się z żoną, bo wiedział, że to nie jest jej wina. 
Lena, wycierając łzy spływające jej ciurkiem po policzkach, prosiła by mężczyzna się uspokoił i przestał krzyczeć. 
- To może w ogóle się wyprowadzę?- zawołał doszczętnie wyprowadzony z równowagi John.
Tego było już jak dla niej za wiele. Przecież to nie ona kazała mu tyle pracować. Dlaczego ma więc ponosić karę?
- Rób, jak uważasz. -odpowiedziała, nagle się uspokajając.
John szybko pozbierał swoje rzeczy. Wychodząc mocno zatrzasnął za sobą drzwi. Musiał jakoś dać upust emocjom. Lena rozpłakała się. Miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze, że kłótnia skończy się przeprosinami z jego strony i położą się spać, by móc ochłonąć, a rano będzie już dobrze. W obecnej chwili nie wiedziała jednak co ze sobą zrobić. Nagle zrobiło jej się strasznie samotnie.~

Podczas ostatniego wspomnienia dziewczyna zdążyła dokończyć otwartą zaledwie 40 minut temu wódkę i chwycić po następną. Gdy upiła z niej pierwsze kilka łyków, poczuła ogromny ucisk w okolicach serca. Odstawiła butelkę na stół i spojrzała na zegarek. 03:53. Osunęła się na podłogę.


John z zamiarem przeproszenia żony wracał właśnie do mieszkania. Nie wiedział dlaczego aż tak poniosły go nerwy. Przecież tak bardzo ją kocha. Obiecał sobie, że już nigdy nie dopuści do sytuacji, w której Lena przez niego płacze. Kupił po drodze piękny bukiet kwiatów dla żony. 
Wchodząc do mieszkania, stwierdził, że nic się nie zmieniło odkąd był tu 2 dni temu. Skierował się w stronę sypialni. Uchylając drzwi zobaczył kilka kawałków szkła leżących pod ścianą. Zaskoczył go ten widok, więc szybko otworzył drzwi na oścież. To, co zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Lena leżała nieprzytomna pod oknem. Na stoliku obok stała napoczęta butelka alkoholu, a obok niej leżało kilka niewielkich tabletek. Nie zastanawiając się długo, podbiegł do żony, chcąc sprawdzić co z nią. Niestety było już za późno. Lena nie żyła już od kilku godzin. Klękając przy ciele ukochanej, położył sobie jej głowę na kolana. Nie mógł sobie wybaczyć tego, że opuścił ją 2 dni wcześniej. Nie wiedział  co powinien zrobić. Po prostu był bezsilny. Zobaczył, że w pobliżu leży jego pognieciona koszula. Dostrzegł niewielki kawałek papieru leżący na łóżku. Podszedł i wziął go do ręki. Był to list składający się z kilku linijek, który pozostawiła dla niego Lena. Czytając kolejne słowa ni mógł uwierzyć własnym oczom. Ukochana napisała , że wie o tym, że wcale nie chciał jej tak potraktować. Przeprosiła go i pożegnała się. Nic nie rozumiał. Pod podpisem znalazł informacje o tym, że Lena była w 3 tygodniu ciąży.



It's too cold outside
For angels to fly












PS. Witam! Obiecuję częściej dodawać notatki. Przepraszam za tak długą  nieobecność. Bardzo m ile widziane są komentarze i konstruktywna krytyka. Życzę miłego czytania :D
Do zobaczenia niebawem,
~~Dominika~~


czwartek, 29 maja 2014

Cornelia

          W przyszłym tygodniu minie dokładnie rok od naszego rozstania. To ciekawe, że zakończyłeś wszystko w dniu naszej rocznicy. Odebrałeś mi całe szczęście. Wiedziałeś ile to dla mnie znaczy. Sam mnie nim obdarowałeś, więc to tak, jakbyś tylko zabrał swoją własność. Nie przemyślałeś jednak faktu, że przez te 3 wspólne lata zdążyłam się przyzwyczaić do Twojej obecności i uczynić Twą bliskość sensem mojego życia. Nie wiem, czy masz już plany na środę. Zawsze żyłeś chwilą, więc prawdopodobnie jest ona dla ciebie jeszcze odległą przyszłością. Ja niestety już wiem, co tego dnia będę robiła. Po raz 365 wrócę myślami do dnia, gdy wszystko się zaczęło...

 4 lata wcześniej

         Cornelia, chcąc spróbować czegoś nowego, postanowiła wpisać się na listę uczestników szkolnego konkursu talentów. Jeśli jeszcze trochę potrenuje śpiew, to ma dużą szanse daleko zajść. Do pierwszego etapu został miesiąc, więc na pewno zdąży się przygotować. Ogłoszenie wiszące na tablicy głosiło, że osoby zainteresowane uczestnictwem powinny zgłosić się jak najszybciej do pani Smith. Skierowała się więc głównym korytarzem do klasy nauczycielki kultury. Przed pomieszczeniem zobaczyła kilkuosobową kolejkę. Stanęła na końcu i cierpliwie czekała. Po kilku minutach usłyszała za sobą grupkę roześmianych chłopaków. Gdy spojrzała w tamtą stronę spostrzegła swoich rówieśników. Znała część z nich, ale nie utrzymywała z nimi kontaktów. Wiedziała, że grają razem w zespole. Miała nadzieję, że tylko przypadkiem przechodzą tym korytarzem. Rozczarowała się jednak, gdy zorientowała się, że stanęli w pobliżu kolejki. Nagle ktoś położył rękę na jej ramieniu.
-Ty jesteś ostatnią osobą w kolejce?- Usłyszała męski, zmysłowy głos. Gdy się odwróciła, spostrzegła nieznajomego. Jej wzrok przykuły jego błękitne oczy i nieco dłuższe blond włosy. Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko.
-Tak, na to wygląda.- Cornelia odwzajemniła jego uśmiech.
-Cześć, jestem Mike.
-Cornelia.- Dziewczyna lekko uścisnęła wyciągniętą w jej stronę rękę.
-Masz  może ochotę się gdzieś przejść?
-Czemu nie. W sumie skończyłam już lekcje.
Po zapisaniu się na konkurs talentów, Mike zabrał Cornelie na przystań. Po zamówieniu i odebraniu shake'ów, usiedli na plaży i podziwiali stado mew. Okazało się, że mieli kilka wspólnych tematów. Chłopak także lubił czytać ciekawe książki i oglądać filmy. Od momentu poznania, dziewczyna nie mogła zrozumieć, dlaczego Mike zadaje się z takim towarzystwem. Był dość sympatyczny, a grono z którym go widziała nie cieszy się dobrą opinią. Około godziny 19 Cornelia stwierdziła, że musi już wracać. Mike zaproponował, że ją odwiezie. Gdy podjechali pod jej dom, dziewczyna grzecznie podziękowała za mile spędzone popołudnie i odwiezienie, po czym wysiadła z samochodu. Chłopak, działając pod wpływem impulsu, szybko opuścił auto i podbiegł do Corneli. Chwycił ją za dłoń i nie czekając na jej reakcję, pocałował ją lekko w usta. Dziewczyna była kompletnie zaskoczona i nie wiedziała co powinna zrobić. Z początku po prostu pozwoliła się objąć, a po chwili zaczęła odwzajemniać pocałunki. Mike w końcu nieco się od niej odsunął. Spojrzał na twarz dziewczyny i dostrzegł w jej oczach zdezorientowanie.
-Cornelia ja...- Zaczął się tłumaczyć, ale nie dała mu dokończyć.
-Nic się nie stało.- Uśmiechnęła się i pocałowała go lekko w policzek. -Do zobaczenia w poniedziałek w szkole.
Dziewczyna dopiero teraz puściła jego dłoń. 
          Gdy weszła do swojego pokoju, nie mogła przestać się uśmiechać. Na ustach wciąż czuła jego delikatny pocałunek. Nieustannie wracała pamięcią do chwili, gdy poczuła jak chłopak splata ich palce. Mimo iż całe to zajście nie trwało dłużej niż 10 minut, dziewczyna nie mogła myśleć o czymkolwiek innym. Nie spostrzegła nawet zdziwionej miny swojej młodszej siostry, która weszła za nią do pokoju. Sharon po raz pierwszy widziała ją tak wesołą i zajmującą się czymś innym niż ślęczenie  nad książkami. Cornelia przebrała się w nieco wygodniejsze ubranie i usiadła na łóżku, biorąc do ręki swojego laptopa. Zazwyczaj sprawdzała swoje konto na Facebook'u dopiero po odrobieniu zadań domowych i zjedzeniu kolacji. Nie mogła jednak zwlekać z opowiedzeniem całego zajścia swojej przyjaciółce- Carmen. Po zalogowaniu spostrzegła, że ma zaproszenie do znajomych, 2 wiadomości i 2 powiadomienia. Carmen przysłała jej link do piosenki "I see fire" Eda Sheerana. Włączyła muzykę. Stwierdziła, że dobrze będzie czegoś posłuchać. Mike zaprosił ją do grona swoich znajomych. Uśmiechnęła się szeroko do monitora. Nie wiedziała dlaczego polubiła go tak bardzo. Praktycznie go nie znała. Miała jednak dziwne przeczucie, że może okazać się chłopakiem w sam raz dla niej. Napisał jej krótką wiadomość, że bardzo podobało mu się jej towarzystwo i, że dziękuje za wspólne spędzenie popołudnia. 
-Co się tak szczerzysz do tego komputera? Nawet nie wiesz, jak komicznie teraz wyglądasz.- Zagadnęła Sharon.
W odpowiedzi Cornelia tylko wytknęła język w stronę siostry i wróciła do przeglądania wpisów swoich znajomych. 
          Ok. 20 mama zawołała je na kolacje. Cornelia skończyła właśnie swoje zadania domowe. Zastanawiała się czy powinna odpisać Mike'owi. W końcu zdecydowała się tylko na krótkie "mi także miło było spędzić czas w Twoim towarzystwie :D". 

          Choć kompletnie się od siebie różniliśmy, związek z Tobą pozwolił mi dostrzec co tak naprawdę liczy się w życiu. Odsłoniłeś mi oczy na fakt, że to nie nauka jest najważniejsza.  Nie mogę pogodzić się z myślą, że już prawie rok nie ma Cię przy mnie. Stanowiłeś moje przeciwieństwo. Szkoła była dla Ciebie durnym obowiązkiem, podczas gdy ja lubiłam się uczyć. Nie szanowałeś zarówno swoich rodziców, jak i znajomych oraz nauczycieli. Zdarzały Ci się haniebne postępowania. A to wszystko zamiast mnie od Ciebie odpychać, tylko jeszcze bardziej potęgowało moje uczucie. Doskonale pamiętam dotyk Twoich rąk na moich plecach. Chwile, gdy oplatałeś mnie swoimi ramionami i mocno do siebie przytulałeś, tak jakbyś się bał, że zaraz mogę po prostu uciec, są najczęstszym obrazem pojawiającym się w moich snach. Nigdy nie wyznałam Ci jak bardzo ucieszył mnie fakt, że za datę rozpoczęcia naszego związku wybrałeś dzień, w którym się poznaliśmy. Współczułam dziewczynom o których mi opowiadałeś. Twoje związki z nimi były okrutne. Traktowałeś je jak zabawki, których jedynym celem było poprawianie Ci humory, Tym samym rozpalałeś we mnie obawę, że skończę tak samo. Zapewniałeś mnie, że znaczę dla Ciebie dużo więcej niż one. Nie potwierdzałeś jednak tego, gdy na każdej wspólnej imprezie ważniejsi dla Ciebie byli kumple. Cieszę się, że pomimo, iż każdą wolną chwilę spędzałam z Tobą, nie zaprzepaściłam nauki i swojej szansy na dobre studia. Nic to niestety teraz nie znaczy. Może i zdołam uzyskać wysokie wykształcenie i dyplom renomowanej uczelni. Co mi jednak po tym, skoro nie to się dla mnie liczy? Pozwoli mi to jedynie zapełnić czas pracą i oderwać się od nieustannego myślenia o Tobie. Nie mam złudzeń, że uda mi się ułożyć z kimś życie. Jesteś dla mnie jak narkotyk. Nawet jeśli nie mogę  zaspokajać swojego "głodu" będąc blisko Ciebie, to nadal jestem uzależniona. Powoli przyjmuje to postać autodestrukcyjną, ale to nic. Już mi nie zależy. Jest jeszcze jeden powód dla którego nie mogę się związać z kimś innym. Nie mogłabym znieść faktu, że za miłość odpłacam mu się wciąż żarzącym się uczuciem do Ciebie. Najbardziej bolą mnie Twoje wyznania, gdy mówiłeś jak bardzo mnie kochasz i opowiadałeś o wspólnej przyszłości. Nadal brzmią mi w uszach. Ranią mnie bardziej niż te, które usłyszałam od Ciebie na koniec. Kończąc wspomnę Ci jeszcze tylko, że czasami się uśmiecham pomimo łez. Jeśli jeszcze kiedykolwiek ujrzysz uśmiech na mojej twarzy wiedz, że właśnie pamięcią sięgam do momentu rozstrzygnięcia konkursu talentów i chwili, gdy po ogłoszeniu wyników i wręczeniu mi nagrody, stwierdziłeś, że z takim wokalem powinnam zostać piosenkarką. Nazwałam Cię wtedy Głuptasem, a Ty dodałeś, że i tak Cię kocham i namiętnie mnie pocałowałeś...
Nie wiem dlaczego to wyznanie przyjmuję formę listu. Pozwoliłam jedynie, aby chaos myśli, panujący w mojej głowie, spłynął strumieniami łez na wilgotną kartkę. Nie nadawałam mu wcześniej formy.  Żałuję, że nigdy nie przeczytasz jedynego napisanego przeze mnie listu. Choć w tym wypadku, może nawet lepiej, że go nie zobaczysz...

Twoja na zawsze,
Cornelia

PS. Ja po prostu kocham drani...